10 listopada 2012

Rozdział 1: Malfoy Manor



- Nareszcie. W tej dziurze nie mogłem już wytrzymać.
Powiedział Harry wychylając głowę z kuchni mugolskiego domu. Wściekli Dursleyowie wyszli na korytarz chcąc sprawdzić, kto zakłóca ich spokój. Pierwszy odezwał się jak zwykle Vernon. Co on miał do tej dominacji? Zawsze musiał być tym lepszym? Chyba tak, bo jeśli tylko miał okazję, a nie było takowych zbyt wiele, pokazywał, a raczej starał się pokazać Potterowi, gdzie jest jego miejsce. Co z tego, że potem był wyśmiewany przez czarodziejów? W tym domu to ten grubas miał mieć władzę, szkoda tylko, że nie dostrzegał, jak bardzo się myli.
- Czego chcecie dziwadła?
Szyderczy ton głosu „wielkiego człowieka” rozbawił dwóch albinosów stojących w progu domu.
- Milcz ścierwo!
Odezwał się starszy, wchodząc do środka i zachowując się, jakby był u siebie. Młodszy z obrzydzeniem wpatrywał się we wnętrze mieszkania.
- Nie przekroczę progu tej ohydy.
Odezwał się młodszy. O tak. Draco zawsze przywiązywał wagę do piękna, a nie dość, że to mieszkanie było mugolskie, to jeszcze nie zachęcało do gościny. Na pewno nie czysto krwistego.
- Sam z trudem powstrzymuję mdłości.
Odpowiedział szatyn podchodząc do rówieśnika i uścisnął mu dłoń na przywitanie, uśmiechając się przy tym, jak prawdziwy szlachcic. Każdy kto ich znał nie uwierzyłby w to, co właśnie się wydarzyło. Szkolni wrogowie podali sobie dłonie jak prawdziwi przyjaciele. Tylko, że nikt nie znał ich naprawdę.
Nastolatkowie obserwowali poczynania Lucjusza Malfoya, który rzucał zaklęciami niewerbalnymi, żałując, że przez głupi namiar nie mogli używać magii. Przynajmniej nie tutaj, bo bariery ochronne były zbyt słabe. Po chwili śmierciożerca rzucił ostatnim promieniem, stojąc już przy młodych czarodziejach. Po chwili mugole usłyszeli charakterystyczny dźwięk teleportacji.
- Ojcze?
 Wybraniec zdołał się wyswobodzić z silnego ucisku palców Lucjusza i szedł właśnie w stronę pary siedzącej w salonie. Kobieta o czarnych włosach i tak samo ciemnym spojrzeniu, z prawie psychicznym wyrazem twarzy, uśmiechnęła się znacząco w stronę mężczyzny, którego włosy, o bardzo podobnym odcieniu, opadały mu na czoło i zasłaniały jego brązowe oczy. James Potter spojrzał na syna i uśmiechnął się huncwocko.
Kobieta wstała gwałtownie i skierowała różyczkę w stronę szatyna.
- Crucio!
Krzyk rozdarł gardło Harry’ego, który upadł właśnie na podłogę pod naporem zaklęcia.
-  Jeszcze raz podnieś na mnie różdżkę, a to, że jesteś kuzynką mego ojca wcale ci nie pomoże, a zabicie Syriusza tylko cię pogrąża.
Powiedział zachrypniętym głosem chłopak powoli się podnosząc. Zielone tęczówki przesycone Avadą spotkały się z czernią oczu.
-  Radziłbym ci Bella odłożyć narzędzie zbrodni.
Odezwał się mężczyzna wciąż siedzący na sofie.
- Koniec tych czułości. Harry, twój pokój już na ciebie czeka. Czarny Pan niedługo wróci, powiadomimy was o tym… – Lucjusz spojrzał znacząco na dorosłego Pottera- zwykłym mitternunti*
Młodzi czarodzieje wywrócili oczami słysząc słowa śmierciożercy i ruszyli w kierunku schodów.
- Ale drętwo.
Powiedział ciemnowłosy zdejmując okulary i przecierając zmęczone oczy.
- Zachowują się jak zgredy.
Mruknął z irytacją drugi z nastolatków rzucając się na łóżko kolegi i wpatrując się w czarodzieja z dziwnymi iskierkami w oczach.
- To moje łóżko smoczku!
Oburzenie. Tak arystokratyczne, że Draco nie potrafił powstrzymać śmiechu, tym bardziej, że już po chwili został zrzucony na podłogę, i choć nieźle się poturbował, nie potrafił powstrzymać rozbawienia, widząc jego triumfalną minę.
- Tylko nie używaj niewybaczalnych!
Udawany strach w głosie Malfoya sprawił, że Harry osłupiał na chwilę, co blondyn wykorzystał spychając go z mebla. Nie wiadomo jak nazwać to, co teraz wyprawiali. Turlali się po podłodze, śmiejąc się, bijąc, łaskocząc, wyzywając, obdarowując czułymi słówkami i rzucając bezróżdżkowymi zaklęciami.
- Wszystko mnie boli.
Powiedział blondyn krzywiąc się charakterystycznie. Każdy rozpoznałby ten grymas.
- Nie dziwię się.. wylądowałeś na ścianie, prawie wyleciałeś przez okno, wleciałeś do wanny, uderzyłeś w sufit.. – zaczął wyliczać brunet.
- …dostałem od ciebie jakimś torturującym, przywaliłeś mi z łokcia, prawie złamałem rękę..
- .. No i co najważniejsze, spadłeś z łóżka, na którym teraz dzięki mojemu miłosierdziu możesz leżeć i przeczekać ból, bo eliksiru nie dostaniesz.
Harry wystawił język i mało by brakowała a ich „zabawa” by się powtórzyła, ale na ścianie pojawiło się zawiadomienie o przybyciu Voldemorta.
- Kto ostatni na dole ten szmata!
Krzyknął Draco i teleportował się nie czekając na reakcję lekko zdezorientowanego przyjaciela.

- Nie żyjesz Draco!
Po pomieszczeniu rozległ się głos bruneta. Wszyscy, a mianowicie Bella, James, Narcyza, Lucjusz  i sam zainteresowany spojrzeli w stronę wchodzącego do salonu chłopaka. Jakież było ich rozbawienie i zdziwienie (jak zapewne się domyślacie, tylko smok nie był zaskoczony) gdy ujrzeli Harry’ego Pottera w czerwonej sukience, nie sięgającej mu nawet do kolan, z mocnym makijażem, rozmazaną szminką w okolicach ust, w jeszcze bardziej potarganych włosach  i, z czego chyba „przyszły trup” był najbardziej dumny, zapiętymi na jednej dłoni, puchatymi, różowymi kajdankami.
Po chwili brunet zaczął gonić blondyna domagając się zniesienia zaklęcia. On?! Wybraniec?! Złoty Chłopiec miał chodzić w czymś takim?!
- No ale dlaczego? Wyglądasz wspaniale kochanie! Chociaż mogłeś się przebrać po wyjściu z łóżka. Było naprawdę wspaniale.
Młody Malfoy celowo przeciągnął dźwięcznie ostatni wyraz by jeszcze bardziej rozwścieczyć kolegę wymijając przy tym śmiejące się osoby. Wszyscy byli tak rozbawieni tą sytuacją, że gdyby nie ich wyuczone opanowanie i idealna gra aktorska, tarzali by się po ziemi ze śmiechu. Był oczywiście wyjątek. Potter –huncwot, leżał na ziemi trzymając się za brzuch i zapewne wspominając jak sam zrobił podobny kawał będąc w szkole.
- Popamiętasz mnie! Nie będę miał litości! Tak ci mocno wsadzę, że przez miesiąc na ten tłusty tyłek nie usiądziesz!
Wykrzyczał Harry na co Draco stanął jak wryty patrząc na niego spod przymrużonych powiek.
- Odszczekaj to!
- Nie jestem psem żeby szczekać!
- Ale za to jesteś szmatą!
- A ty jesteś tłusty!
- Pupilek Dumbledora !
- Oooo… przesadziłeś stary!
Gonitwa zaczęła się na nowo, na szczęście bez użycia różdżek, które zostały w pokoju gryfona, przez nieuwagę i jakże wielkiego farta młodzieńców.
- Mamy na nich zły wpływ..
Powiedział cicho James, kiedy zdołał się już uspokoić. Lucek przytaknął mu z udawanym smutkiem, po czym obaj wyszczerzyli się dumnie.
A gonitwa trwała nadal… do czasu, gdy do pomieszczenia wszedł Riddle i to na niego spadło piekło bycia ostatnim…
- No to mamy przesrane.
Wyszeptał Draco, gdy Harry, już w swoich ubraniach, stanął obok niego i wpatrywał się, co musiał przyznać, w jakże zabawnie ubranego Lorda Voldemorda.

---------------
*  Zaklęcie mojego autorstwa. Powstało z połączenia słów: Mittere(z łac. Wyślij) i Nuntius (z łac.wiadomość). Po jego wypowiedzeniu , w określonym miejscu pojawia się napis widoczny tylko dla odbiorcy (lub odbiorców). 

____________
~
Witajcie. Nie wiem jak wam, ale mi ten rozdział się podoba. Może ze względu na tą czerwoną sukienkę... Ech. Przerażam sama siebie.
Dziękuję mojej kochanej becie, skarbowi..Myszka , jesteś najlepsza.

Czekam na opinie..
Pozdrawiam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz