24 listopada 2012

Rozdział 2: Kac



Lord Voldemord w swej najgorszej postaci. Wężowa twarz wydawała się być tak obleśna i groźna, że nawet u najodważniejszego wzbudziłaby dreszcze. Teraz jednak, w połączeniu z wymyślnym strojem wyglądała komicznie, przez co Harry nie mógł powstrzymać się od śmiechu.
- Nie wytrzymam.
Powiedział z trudem łapiąc oddech.
- To puść.
Odezwał się w końcu Riddle i jakby od niechcenia machnął różdżką pozbywając się czerwonej sukienki i wspaniałych dodatków.
- Severusie?
Teraz, gdy był odziany w czarną szatą, przez którą był owiany mrokiem, Potter momentalnie się uspokoił. Nie bał się, nie tej gadziny, przecież podobno miał moc, by go zabić. Taki odruch. Stał swobodnie obok blondyna, po którego minie można było wnioskować, że nie rozumie zachowania kuzyna. Smok bowiem nie odważyłby się na tak swobodny ruch przy Lordzie, nie gdy był w swoim żywiole, tuż po torturach…
„Stary Nietoperz” ,szkolny wróg a przyjaciel rodziny, podszedł do Czarnego  Pana podając mu fiolkę z jakimś eliksirem. Po chwili ciecz znalazła się w ustach wężogłowego.
- Harry, musimy porozmawiać. Przyjdź do mnie jutro.
Po tych słowach potomek Salazara rozmył się w powietrzu nie pozostawiając po sobie żadnego śladu.
Harry spojrzał na jeszcze bledszego niż zazwyczaj Dracona i uśmiechnął się pocieszająco.
- Czy.. powiesz mu o wszystkim?
Spytał blondyn tak, że tylko jego kuzyn mógł go usłyszeć, co irytowało resztę zebranych w pomieszczeniu osób.
- Chyba będę musiał.
Smok kiwnął głową słysząc odpowiedź, a na jego twarzy pojawił się zadziorny uśmieszek.
- Nie boisz się?
Padło kolejne pytanie z ust ślizgona.
- Czego mam się bać? Gdyby chciał mnie zabić już dawno by to zrobił, a dał mi wybór, więc z tego skorzystam. Pamiętaj, że ty też zawsze możesz się wycofać. To ty zdecydujesz, którą drogą pójdziesz.
Odpowiedział Potter, po czym spojrzał na zdezorientowanych dorosłych.
- On chce wiedzieć, czy do niego dołączę.
Wyjaśnił szatyn i wyszczerzył się jakby to miała być wskazówka. Jednak.. chyba każde z nich zrozumiało ten gest inaczej.

Harry otworzył powoli oczy starając się zapanować nad bólem głowy. Jęknął przeciągle i rozejrzał się dookoła. Znajdował się w swoim pokoju, choć nie miał pojęcia jak się tu znalazł. Dookoła leżały pamiątki po minionej nocy: butelki po ognistej, jakiś kolorowy proszek, złamane krzesło. Był pewny, że salon wyglądał o niebo gorzej.
Brunet miał tylko małe przebłyski ostatnich wydarzeń i stwierdził, że to mu wystarczy.

- Harry! No dawaj! – krzyknął Draco machając butelką po ognistej co chyba miało dopingować Pottera.
- Nie dam rady! – Odpowiedzia,ł leżący na sofie chłopak.
- Nie daj się prosić skarbie albo użyję innych metod.
- Znowu zaczynasz kochanie?
- Świat się w końcu dowie o naszym związku kiciu.
- Zabiję Cię Malfoy!
- Najpierw pozbądź się gnidy!
Wybraniec podniósł się i stanął na stole. Miał nadzieję, że nie będzie tego pamiętać, ale sądząc po jego stanie, nie był jeszcze na tyle pijany, żeby go przyćmiło.
- Włączaj tłuściochu.
- Tak jest szmato.
W pomieszczeniu rozbrzmiała muzyka, a Złoty Chłopiec zaczął wywijać swoimi kończynami na wszystkie stron,y co miało być tańcem. Po kilku minutach rzeczywiście przypominało to coś co miało być połączeniem hip-hopu i cancany, a reszta miała niezły ubaw. James  pozazdrościł synowi sławy  i już po chwili przyłączył się do dziedzica wywijając rękami…


Upadek. Harry wybuchnął śmiechem widząc wykrzywionego przyjaciela. Sam ledwo utrzymał się na nogach.
- Do Azkabanu ten dywan! Zabija niewinnych ludzi….
Oburzył się Smok.
- Niewinnych? Jesteś Malfoy! Mówisz o rzeczach niemożliwych!
Obruszył się Lucjusz, który opierał głowę na ramieniu Severusa. Snape parsknął i upił kolejny łyk ognistej.
- A Black to co? Jeszcze mi powiedz, że na Różki nie zasługuję.
Powiedziała z szatańskim uśmiechem Bella, czochrając przy tym włosy wybrańca, który nic sobie z tego nie robił nadal dusząc się ze śmiechu.
- Ja tam nie wiem. Nie zaglądam do łóżka Rudolfowi.
Zakpił Lucek.
- Lepiej dla twojej psychiki.
Zakpił Rogacz…


Harry potrząsnął głową wyrzucając z niej chwilowo te obrazy, a tym samym nasilając swój ból. Ponownie jęknął, a po chwili zaklął szpetnie, gdy ktoś otworzył drzwi.
- Litości Sadysto!
Wrzasnął, po chwili tego żałując. Złapał się za głowę ukrywając twarz w poduszce.
- Masz coś na kaca?
Potter dziękował Draconowi za to, że powiedział to szeptem. Powoli, uważając, żeby nie zrobić najmniejszego hałasu, podszedł do jednej z półek i spośród eliksirów wziął odpowiedni. Właściwie, nie musiał wybierać, bo miał zapas tylko przeciwkacowego, reszta była gdzieś pochowana, albo znajdowała się w laboratorium. Podał jedną z fiolek smokowi, a sam wypił swoją porcję. Odetchnął z ulgą.
- Ile pamiętasz? – zapytał w końcu brunet. Doskonale zdawał sobie sprawę, że ten eliksir nie przywołuje wspomnień, bo z doświadczenia wiedział, że to wcale nie pomagało. Przynajmniej nie zawsze. Czasem lepiej po prostu żyć w niewiedzy.
- Jak mój ojciec był baletnicą, Bella zamieniła się w jaszczurkę i zaczęła molestować  twojego ojca vel Rogacza, skakaliśmy z dachu do basenu, nadal mam mokre włosy. A ty?
- Mój Super Dance, twoje upadki, moje też.. tyłek mnie boli, bitwę na śnieżki, zabawę proszkiem Fiu, i jak Cyzia walnęła krzesłem Lucka.
Wyszczerzył się brunet.
- To by tłumaczyło, dlaczego mam pokój cały w proszku. – Jęknął Draco.
- Ja nie sprzątam! – krzyknęli chórem

-Harry! Miałeś iść do Lorda!
Dobiegł ich krzyk Bellatrix. Potter uśmiechnął się diabolicznie.
- Powodzenia w sprzątaniu.
Powiedział na odchodnym, w ostatnim momencie unikając lecącego w jego stronę promienia. Draco zaklął szpetnie i rzucał kolejnymi zaklęciami, doprowadzając powoli pokój do porządku. Jęknął, gdy zdał sobie sprawę, że to dopiero początek i cały dom wygląda strasznie. Oprócz oddzielonych barierami kwater Lorda, ale i tak było tego sporo.
Blondyn zszedł na dół i skrzywił się na bałagan jaki pozostawili po sobie ostatniej nocy. Widział, że to być może ostatnia taka impreza. Jeśli Harry miał zamiar odpowiedzieć w końcu Valdziowi, to mógł się pożegnać z Malfoy Manor, a wtedy na takie imprezy Smok mógł nawet nie czekać.

- Precz szlamom.
Mruknął Harry z irytacją i wszedł do kwater Riddle’a. Czuł się jak w Hogwartcie, gdzie na każdym kroku trzeba było wypowiedzieć hasło. Najwyraźniej Tom przejął ten nawyk ze szkoły, bo wybraniec nie potrafił znaleźć choćby jednego niezabezpieczonego miejsca w jego części rezydencji. Ale to, jakie hasła wymyślał, było jeszcze bardziej denerwujące.
- Witaj Złoty Chłopcze Gryfindoru.
Usłyszał, gdy tylko otworzył drzwi od gabinetu. Wywrócił oczami i rozejrzał się od niechcenia dookoła. Pomieszczenie było jak zwykle w ciemnych barwach. Wśród czerni i zieleni, gdzieniegdzie można było odnaleźć srebro i coś przypominającego biel, ale bardziej podchodziło pod szarość. „Iście ślizgońskie”-pomyślał gryfon i prychnął trochę za głośno, by uszło to uwadze Czarnemu Panu.
- Coś się stało Harry?
Chłopak dopiero teraz spojrzał na Marvolo, który pozbył się swojej wężowej postaci. Wyglądał dość przystojnie. Wysoki brunet z lekkim zarostem. Gdyby nie to skrywane zimno w spojrzeniu, zapewne złamałby wiele dziewczęcych serc. Nie mówiąc już o tym, że jego uśmiech najczęściej przypominał zapowiedź śmierci. Był ubrany w dżinsowe spodnie i ciemną koszulę, na co Harry nie potrafił nie wybuchnąć śmiechem.
- Nigdy nie przyzwyczaję się do Riddle’a w mugolskim stroju.
Czarnoksiężnik uniósł kąciki ust w imitacji uśmiechu, co wyszło mu nawet nieźle.
Po chwili czarnowłosy rozsiadł się na fotelu i wyczekująco spojrzał na potomka Salazara.
- Po co mnie wezwałeś?
Padło pytanie, na które oboje znali odpowiedź.
- Po której stronie jesteś?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz